środa, 6 lipca 2016

4 "Zazdrość."

W poprzednim rozdziale:
-Przepraszam.- szepnął tuż za jej uchem.-Naprawdę zależy mi na tym małżeństwie, więc jeśli nie dane mi jest się zakochać, to moglibyśmy się chociaż zaprzyjaźnić.- odwrócił ją w swoją stronę.
-Nie, ja się nie pisze na to, nie szanujesz mnie, a ja z kimś takim mieszkać nie będę.
-To nie tak, po prostu się trochę zdenerwowałem, nie wiedziałem gdzie pracujesz. Pokazałem zdjęcie kumplowi, a on powiedział, że Cię stąd zna, ale przyrzekł trzymać język za zębami, nie masz się o co martwić. Obiecuje.



-Ja nie robię tutaj nic złego.-otarła łzy.-To nie jest tak, że każda sypia z każdym facetem. Chcesz proszę bardzo, nie to nie. Mam swoje zasady i ich przestrzegam, tylko i wyłącznie jestem kelnerką. Możesz mi wierzyć lub nie.-zerknęła na niego smutnym wzrokiem.
-Wierze, ale to ostania twoja noc tutaj, jeśli zgodzisz się zostać moją żoną. Zależy mi na tym, bo czuje że jesteś odpowiednią osobą.
-Kelnerka z nocnego klubu?-zadrwiła.
-Nie, idealna kobieta z dobrym sercem.- jej wzrok skierował się na jego usta, o niczym tak nie marzyła jak o tym by go pocałować.-Nie myśl o tym.- z zdezorientowaniem patrzyła na niego.-Żadnych czułości. Poczekam, aż skończysz i zawiozę Cię do domu.-po czym wyszedł zostawiając ja z mętlikiem w głowie.

Dochodziła już godzina czwarta nad ranem, a on uporczywie siedział popijając whiski. Obserwował każdy jej ruch i co chwile zachwycając się jej ciałem. Kto wie może to ostatni raz kiedy widzi ją w takimi stroju.
-Nie musisz na mnie czekać, serio. Klienci nieraz potrafią przesiedzieć tu aż do południa.- stanęła obok niego.
-Teraz to będziesz musiała mnie odwieść do domu.- podniósł szklankę z whiski, która była już niemal pusta. Po jego głosie dało się odczuć, że pierwszą nie była na pewno. Uśmiechnęła się na jego widok, krawat leżał na ladzie, marynarka rzucona na drugie krzesło. Rękawy niedbale podwinięte, dodatkowo rozpięte kilka guzików pod szyją dodawało mu nonszalancji.
-No co? Na trzeźwo nie zniósł bym widoku mojej przyszłej żony, paradującej w takim stroju przed obcymi facetami.- zaśmiał się.
-Skąd wiesz, ze się zgodzę?- rozglądnęła się wokoło.-Zresztą Ty też jesteś dla mnie obcym facetem, a patrzysz się tak jakbyś nie widział w życiu kobiety.- odpyskowała mu.
-Emily.- usłyszała swoje imię dobiegające z drugiego końca sali.
-To szef. Mam nadzieje, że niedługo skończę.- uśmiechnęła się.

-Nie możesz chodź raz, tylko jeden, jedyny. Obiecuje Ci, że wynagrodzę Ci to porządną premią.- straszy, zgolony na łyso, dość wysoki mężczyzna stał na nią i patrzył błagalnym wzrokiem.-Cholera nie wiem czy naprawdę im się tak podobasz czy lubią takie nie dostępne.
-Nie pójdę z nim do łóżka i nie ważne czy to najlepszy klient czy prezydent. Mam to gdzieś.- skrzyżowała ręce.
-Aaa...-machnął ręką.-Idź go chociaż obsłuż.-Jak powiedział tak zrobiła. Stała na mężczyzną już dobre piętnaście minut,a on non stop bawił się rąbkiem jej spódnicy, próbując bez skutku włożyć rękę coraz to bardziej pod nią. Po chwili stanął naprzeciw niej.
-Obiecuje Ci, że nie pożałujesz.- mruknął, a zapach alkoholu i papierosów dodatkowo ją odrzucił. Przyciągnął ją do siebie i szybkim ruchem wsunął ręce pod spódniczkę, masując jej nagie pośladki, postępował coraz to bardziej gwałtownie. Rękę wsunął między nogi, szybko pocierając jej krocze, jednocześnie odsuwając jej skąpych rozmiarów bieliznę. Szamotanina trwała klika chwil, w momencie poczuła jak mężczyzna się od niej odrywa,a po chwili słychać było tylko jęczenie i krzyki.
-Spokojnie.- powiedziała do ochroniarzy, którzy trzymali nadal wyrywającego się Pablo.-To mój... facet. Stanął w mojej obronie.- dodała po chwili, a dwóch mężczyzn puściło mężczyznę.
-Panowie odprowadźcie pana Martinez, na górę, a Ty.-wskazał na czerwonowłosą.- Ze mną.
-Proszę poczekaj tutaj i rób już nic głupiego.- na co szatyn tylko skinął głową.

Po piętnastu minutach Emily opuściła kanciapę swojego szefa, nie przebierając się zabrała swoje rzeczy i torebkę, po czym rzekła do Palbo: „Idziemy”. Okrył ją swoją marynarką i chwiejnym krokiem ruszył w stronę drzwi, zabierając resztę swoich rzeczy. Od razu po wejściu na parking wskazał jej samochód i podał kluczyki. Wsiadła kładąc swoje rzeczy na jego kolanach. Odsunęła fotel i zgrabnym ruchem zdjęła spódniczkę, co nie uszło uwadze szatynowi, któremu w okamgnieniu podskoczyło ciśnienie.
-No co muszę się przebrać, zaraz będzie jasno. 
Dość szybko dotarli pod wieżowiec w którym mieszkał jej przyszły mąż. Zaparkowawszy samochód na parkingu podziemnym, już po chwili znajdowali się w jego mieszkaniu, a dokładnie w sypialni. Wszędzie panowała mrok, a na stoliku nocnym paliła się mała lampka.
-Rano Cie odwiozę.- wymamrotał ściągając ubrania i kładąc się na łózko. Udawszy się do łazienki, nieco się odświeżyła i założyła jedną z jego koszulek.-Mam nadzieje, że założysz dla swojego męża to kuszące wdzianko.-wymamrotał.
-Mam nadzieje, że nie będziesz zły.- odrzekła wychodząc z łazienki, ale powiedziała to raczej do siebie, gdyż Pablo już dawno spał. Wzięła puchowy koc i poduszkę, położyła się na kanapie w salonie i już po chwili zasnęła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz