W poprzednim rozdziale:
-Przepraszam.- szepnął tuż za jej
uchem.-Naprawdę zależy mi na tym małżeństwie, więc jeśli nie
dane mi jest się zakochać, to moglibyśmy się chociaż
zaprzyjaźnić.- odwrócił ją w swoją stronę.
-Nie, ja się nie pisze na to, nie
szanujesz mnie, a ja z kimś takim mieszkać nie będę.
-To nie tak, po prostu się trochę
zdenerwowałem, nie wiedziałem gdzie pracujesz. Pokazałem zdjęcie
kumplowi, a on powiedział, że Cię stąd zna, ale przyrzekł
trzymać język za zębami, nie masz się o co martwić. Obiecuje.
-Ja nie robię tutaj nic złego.-otarła
łzy.-To nie jest tak, że każda sypia z każdym facetem. Chcesz
proszę bardzo, nie to nie. Mam swoje zasady i ich przestrzegam,
tylko i wyłącznie jestem kelnerką. Możesz mi wierzyć lub
nie.-zerknęła na niego smutnym wzrokiem.
-Wierze, ale to ostania twoja noc
tutaj, jeśli zgodzisz się zostać moją żoną. Zależy mi na tym,
bo czuje że jesteś odpowiednią osobą.
-Kelnerka z nocnego klubu?-zadrwiła.
-Nie, idealna kobieta z dobrym sercem.-
jej wzrok skierował się na jego usta, o niczym tak nie marzyła jak
o tym by go pocałować.-Nie myśl o tym.- z zdezorientowaniem
patrzyła na niego.-Żadnych czułości. Poczekam, aż skończysz i
zawiozę Cię do domu.-po czym wyszedł zostawiając ja z mętlikiem
w głowie.
Dochodziła już godzina czwarta nad
ranem, a on uporczywie siedział popijając whiski. Obserwował
każdy jej ruch i co chwile zachwycając się jej ciałem. Kto wie
może to ostatni raz kiedy widzi ją w takimi stroju.
-Nie musisz na mnie czekać, serio.
Klienci nieraz potrafią przesiedzieć tu aż do południa.- stanęła
obok niego.
-Teraz to będziesz musiała mnie
odwieść do domu.- podniósł szklankę z whiski, która była już
niemal pusta. Po jego głosie dało się odczuć, że pierwszą nie
była na pewno. Uśmiechnęła się na jego widok, krawat leżał na
ladzie, marynarka rzucona na drugie krzesło. Rękawy niedbale
podwinięte, dodatkowo rozpięte kilka guzików pod szyją dodawało
mu nonszalancji.
-No co? Na trzeźwo nie zniósł bym
widoku mojej przyszłej żony, paradującej w takim stroju przed
obcymi facetami.- zaśmiał się.
-Skąd wiesz, ze się zgodzę?-
rozglądnęła się wokoło.-Zresztą Ty też jesteś dla mnie obcym
facetem, a patrzysz się tak jakbyś nie widział w życiu kobiety.-
odpyskowała mu.
-Emily.- usłyszała swoje imię
dobiegające z drugiego końca sali.
-To szef. Mam nadzieje, że niedługo
skończę.- uśmiechnęła się.
-Nie możesz chodź raz, tylko jeden,
jedyny. Obiecuje Ci, że wynagrodzę Ci to porządną premią.-
straszy, zgolony na łyso, dość wysoki mężczyzna stał na nią i
patrzył błagalnym wzrokiem.-Cholera nie wiem czy naprawdę im się
tak podobasz czy lubią takie nie dostępne.
-Nie pójdę z nim do łóżka i nie
ważne czy to najlepszy klient czy prezydent. Mam to gdzieś.-
skrzyżowała ręce.
-Aaa...-machnął ręką.-Idź go
chociaż obsłuż.-Jak powiedział tak zrobiła. Stała na mężczyzną
już dobre piętnaście minut,a on non stop bawił się rąbkiem jej
spódnicy, próbując bez skutku włożyć rękę coraz to bardziej
pod nią. Po chwili stanął naprzeciw niej.
-Obiecuje Ci, że nie pożałujesz.-
mruknął, a zapach alkoholu i papierosów dodatkowo ją odrzucił.
Przyciągnął ją do siebie i szybkim ruchem wsunął ręce pod
spódniczkę, masując jej nagie pośladki, postępował coraz to
bardziej gwałtownie. Rękę wsunął między nogi, szybko pocierając
jej krocze, jednocześnie odsuwając jej skąpych rozmiarów
bieliznę. Szamotanina trwała klika chwil, w momencie poczuła jak
mężczyzna się od niej odrywa,a po chwili słychać było tylko
jęczenie i krzyki.
-Spokojnie.- powiedziała do
ochroniarzy, którzy trzymali nadal wyrywającego się Pablo.-To
mój... facet. Stanął w mojej obronie.- dodała po chwili, a dwóch
mężczyzn puściło mężczyznę.
-Panowie odprowadźcie pana Martinez, na górę, a Ty.-wskazał na czerwonowłosą.- Ze mną.
-Proszę poczekaj tutaj i rób już nic
głupiego.- na co szatyn tylko skinął głową.
Po piętnastu minutach Emily opuściła
kanciapę swojego szefa, nie przebierając się zabrała swoje rzeczy
i torebkę, po czym rzekła do Palbo: „Idziemy”. Okrył ją swoją
marynarką i chwiejnym krokiem ruszył w stronę drzwi, zabierając
resztę swoich rzeczy. Od razu po wejściu na parking wskazał jej
samochód i podał kluczyki. Wsiadła kładąc swoje rzeczy na jego
kolanach. Odsunęła fotel i zgrabnym ruchem zdjęła spódniczkę,
co nie uszło uwadze szatynowi, któremu w okamgnieniu podskoczyło
ciśnienie.
-No co muszę się przebrać, zaraz
będzie jasno.
Dość szybko dotarli pod wieżowiec w którym
mieszkał jej przyszły mąż. Zaparkowawszy samochód na parkingu
podziemnym, już po chwili znajdowali się w jego mieszkaniu, a
dokładnie w sypialni. Wszędzie panowała mrok, a na stoliku nocnym
paliła się mała lampka.
-Rano Cie odwiozę.- wymamrotał
ściągając ubrania i kładąc się na łózko. Udawszy się do
łazienki, nieco się odświeżyła i założyła jedną z jego
koszulek.-Mam nadzieje, że założysz dla swojego męża to kuszące
wdzianko.-wymamrotał.
-Mam nadzieje, że nie będziesz zły.-
odrzekła wychodząc z łazienki, ale powiedziała to raczej do
siebie, gdyż Pablo już dawno spał. Wzięła puchowy koc i
poduszkę, położyła się na kanapie w salonie i już po chwili
zasnęła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz